piątek, 24 sierpnia 2012

01. Nowe horyzonty


Avianna Dumbledore uśmiechała się niewinnie, kiedy wściekły Severus Snape, zbierał potłuczone szkło z podłogi, nieustannie przeklinając siarczyście pod nosem. Jego czarne, długie włosy, przykrywały teraz niemal całą twarz. Przez kilka sekund, zbierał małe odłamki czegoś, co kilka minut wcześniej było talerzem, po czym wstał i omiótł rudą kobietę złowrogim spojrzeniem. Ta roześmiała się, a ziemista cera mężczyzny poczerwieniała.

- Na litość boską! Jesteś nie do wytrzymania – warknął, a Avianna zakryła usta dłonią, chcąc ukryć uśmiech. – Mam wrażenie, że tylko twój ojciec, jest w stanie ciebie znieść.

Snape stał dalej, purpurowy niczym szata biskupia. Marszczył brwi i czekał na reakcję swojej lokatorki. Ta jednak milczała, być może dlatego, że w środku czuła niesamowitą potrzebę roześmiania się. Mieszkała z Severusem od niemal tygodnia i zaczęła rozumieć, że reagowaniem gniewem na gniew, w tym przypadku, nie daje żadnego rezultatu. Przez pierwsze trzy dni, kłócili się nieustannie; ona wybiła mu połowę zastawy stołowej, a on jak mantrę powtarzał, że jest arogancka, rozpuszczona i nieznośna.

Pomimo to, Avianna zaczęła widzieć w Severusie jego ludzką stronę. Kiedy budziła się w nocy z krzykiem pod wpływem koszmarów, Snape cierpliwie wysłuchiwał tego, co ma mu do powiedzenia. Starał się też, pomagać różnego rodzaju ziołami i eliksirami. Czuła, że nie robi tego tylko dlatego, że jest zobowiązany wobec Albusa. Czasami przez sekundę widziała w jego oczach, coś więcej niż obojętność. Trwało to jednak zawsze tak krótko, że nie była pewna, czy nie odbiera tych sygnałów mylnie.

Po dłuższej chwili, gdy zdołała zapanować nad śmiechem, zauważyła, że twarz mężczyzny ponownie jest ziemista, a oczy nie tak groźne, jak przed chwilą.

- Przepraszam – powiedziała. – Ten talerz spadł mi przypadkiem, przysięgam.

Snape przewrócił oczyma, ale nic już nie odpowiedział. Machnął różdżką na stos książek, które podskoczyły ze stołu i znalazły się w jego rękach. Przeszedł obok niej, starając się ją z całych sił ignorować. Zatrzymał się przy zajmującym niemal całą ścianę regale i zaczął układać książki.

Avianna weszła do salonu parę minut później, niosąc dwa kubki wypełnione po brzegi gorącą, parującą kawą. Jeden postawiła na brązowym, niewielkim stoliku, drugi zaś trzymała w dłoniach. Usiadała na skórzanej kanapie i obserwowała Severusa. Jego szaty powiewały z lekka z każdym jego ruchem. Z tyłu wyglądał trochę jak wyrośnięty nietoperz. Chciała podzielić się z nim tą uwagą, ale uznała, że to zbyt ryzykowne. Uśmiechnęła się więc do siebie i upiła łyk czarnego napoju.

- Mieszkała tu kiedyś jakaś kobieta? – zapytała, widzą kłęby kurzu unoszący się w powietrzu. Snape odwrócił się i wykrzywił usta w szyderczym uśmiechu.

- Jedna mieszka tu od tygodnia i wcale nie jest czyściej – warknął, siadając w fotelu naprzeciw niej.

- Nie sądzisz, że jestem zbyt piękna żeby sprzątać? – zażartowała, ale Snape najwyraźniej odczytał to jako objaw próżności, bo niemiłosiernie wykrzywił usta i patrzył na nią niemal z politowaniem. – Żartowałam, Severusie. Znasz takie pojęcie? Naprawdę, uważasz mnie za tak pustą i bezmyślną?

Mężczyzna westchnął teatralnie i przyglądał się rudej kobiecie badawczo, zastanawiając się nad odpowiedzią. Nie uważał jej ani za pustą, ani za bezmyślną. Nigdy jednak nie rozmawiał o uczuciach i nie miał zamiaru robić choćby najmniejszego wyjątku. Tym bardziej, gdy chodziło o to co czuł do Avianny Dumbledore. Kobieta ta, budziła w nim skrajne emocje, których nie rozumiał i których z największą ochotą by się pozbył. Irracjonalnie, kiedy była blisko, wściekał się na nią za to co czuje. Przez kilka lat, nieustannie wmawiał sobie, że jej nie lubi, a wręcz nie może znieść, dlatego w jej towarzystwie czuje się... dziwnie. Jednak od momentu w którym z nim zamieszkała, przychodziło mu to z coraz większą trudnością. To wszystko sprawiało, że był coraz bardziej zły i na siebie i na nią. I za nic na świecie nie przyznałby się nawet przed sobą, że lubi patrzeć na nią, kiedy się uśmiecha i że pożąda jej, jak nigdy żadnej innej kobiety.


- Nie, Avianno, pusta nie jesteś – powiedział, uśmiechając się cynicznie. Kobieta czekała na dalszą część wypowiedzi, jednak to najwyraźniej było wszystko, co miał jej do powiedzenia. Prychnęła i spojrzała na niego wściekle.

- Dziękuję ci bardzo – mruknęła. – Potrafisz prawić komplementy jak nikt inny.

Mężczyzna po raz kolejny westchnął, a kobieta znów dojrzała w jego oczach chwilę zawahania. Nie potrafiła go zrozumieć; miała wrażenie, że zbudował wokół siebie potężny mur i absolutnie nikomu, nie pozwala się do siebie zbliżyć. Odkąd pamiętała, tak właśnie się zachowywał. Dlatego też, nigdy nie darzyła go sympatią. Jeszcze kiedy był jej nauczycielem, nieustannie popadali w konflikty. Do tego stopnia, że na szóstym roku podczas kłótni wylała na niego zawartość kociołka. Snape wpadł niemal w furię, a ona dostała półroczny szlaban. Spędzała wtedy w jego gabinecie, więcej czasu niż gdziekolwiek indziej. Sprzątała, przyrządzała eliksiry i myła próbówki. Mężczyzna z każdym dniem wymyślała bowiem, coraz ciekawsze formy spędzania czasu. Pamiętała też, dokładnie jego wyraz twarzy kiedy był zmuszony postawić jej ‘wybitny’ z końcowego egzaminu. Należy tutaj wspomnieć, iż zawsze była najlepsza z tego przedmiotu. Oczywiście, dzięki ojcu który zdradził jej wszystkie tajniki ich przyrządzania.

O tak, z całą pewnością Avianna dużo zawdzięczała ojcu. Nie tylko to, że była najlepszą uczennicą na roku, ale także to jaka była. Albus chciał, żeby jego córka była idealna. Dlatego od najmłodszych lat, uczył ją nienagannych zachowań i wpajał, że miłość jest najważniejsza. Mimo to, ona zawsze czuła, że żyje w jego cieniu. Nikt nie dostrzegał jej, widziano tylko córkę wielkiego czarodzieja. Uznała więc, że musi przełamać ten stereotyp. Weszła w szeregi Czarnego Pana. Zawiodła ojca i wszystkich którzy widzieli w niej jego kopie. Na początku, nawet jej się to podobało. Potem jednak zrozumiała, jak bardzo kocha ojca i ile włożył siły, żeby ją wychować.

Kiedy się urodziła, on miał niemal dziewięćdziesiąt lat. Został z nią sam i dał jej wspaniałe dzieciństwo, o jakim wiele osób mogło tylko pomarzyć. Zawsze czuła się kochana i rozpieszczana, a ojciec nie szczędził jej czułości. Rozweselał, kiedy jako dziecko płakała po niegroźnych upadkach. Przytulał i pocieszał, kiedy jako nastolatka zakochiwała się w kimś niedostępnym. Był najbliższą jej osobą, która oddałaby życie za to by była szczęśliwa. Tak, trzeba przyznać, że Albus Dumbledore z całą pewnością był ojcem idealnym.

Teraz jednak, zdawać by się mogło, że stracił cierpliwość do wybryków swojej jedynaczki. Odkąd zamieszkała u Snape’a, nie odwiedził jej ani razu. Wiedziała, co prawda, że to z jego polecenia tu jest i że tylko dlatego Severus jeszcze jej nie zabił, ale jednak nie chciał jej widzieć. Zdawała sobie sprawę, jak bardzo go zawiodła, przekreślając jednym ruchem wszystko, na co tak długo pracował. Mimo wszystko, miała nadzieję, że któregoś dnia ojciec jej wybaczy i znów pozwoli wtulić się w jego ramiona. Avianna musiała przyznać, że od bardzo dawna nikt jej nie przytulał i była tego bardzo spragniona. Potrzebowała ciepła i bezpieczeństwa bijącego od drugiej osoby; chciała czuć, że jest dla kogoś wszystkim. Nigdy nie miała szczęścia do mężczyzn; większość z nich się jej bała, dlatego też nigdy nie była w poważnym związku.

- Avianna! – z zamyśleń, wyrwał ją podirytowany głos Mistrza Eliksirów. – Zdaję sobie sprawę, że jesteś zbyt piękna, żeby słuchać tego, co mam ci do powiedzenia, ale skup się na chwilę. Oczywiście, jeżeli nie wykracza to, poza twoje możliwości.

- Czy ty, potrafisz wypowiedzieć choćby jedno zdanie, które nie będzie przesiąknięte cynizmem? – warknęła, zaczesując włosy palcami do tyłu. – Proszę, zrób to dla mnie.

- Idę do Hogwartu – powiedział śmiertelnie poważnie, a Avianna się roześmiała. Snape natomiast przewrócił oczyma i zacisnął dłoń na materiale spodni. – Jeżeli chcesz zobaczyć swojego ojca, to możesz iść ze mną.

Kobieta spojrzała na niego niepewnie. Bała się tego spotkania i nie wiedziała, jak ojciec na nią zareaguje. Czuła jednak, że im szybciej stawi mu czoła, tym lepiej. Nie mogła przecież w nieskończoność go unikać. Być może, właśnie tego oczekiwał, że to ona pierwsza wyciągnie rękę.

- Dobrze. W takim razie poczekaj chwilę, ja tylko się przebiorę.

Snape westchnął i chwycił gazetę leżącą na stoliku. Kobieta weszła po schodach do swojej sypialni. Był to duży pokój z beżową tapetą, dużym, przestronnym łóżkiem, szafą, regałem pełnym książek. Wyjęła satynową bluzkę i czarną, ołówkową spódnicę, a do tego dobrała czerwony naszyjnik i wysokie szpilki. Potem weszła do łazienki, gdzie poprawiła makijaż i uczesała włosy w wysoki kucyk.

Gdy zeszła z powrotem na dół, Snape wyglądał na wściekłego.

- Siedziałaś godzinę w tej pieprzonej łazience. Wyszłaś i wyglądasz tak samo, jak przed wejściem. Wytłumaczysz mi fenomen, dla którego siedzę na tej kanapie i tracę swój cenny czas?

Avianna uśmiechnęła się i podeszła do stojącego już mężczyzny. Ten zmarszczył brwi. Położyła dłonie na jego barkach i ustała na palcach, tak by mógł przyjrzeć się jej twarzy. Kobieta bowiem, była co najmniej piętnaście centymetrów od niego niższa i nawet będąc w szpilkach, dosięgała mu jedynie do ramion. Snape wzdrygnął się, a Avianna się roześmiała.

- Nie gryzę – mruknęła. – Myślisz, że taki makijaż robi się w pięć minut?

Snape skrzywił się, kiedy kobieta odeszła od niego i dopiła kawę, którą zostawiła na stoliku.

- Czy ja powiedziałem, że nie jesteś pusta? – zapytał cynicznym, ledwie dosłyszalnym tonem.

- Dobrze, Severusie, od teraz będę śmiertelnie poważna, jeżeli sobie tego życzysz – wypowiedziała ma jednym tchu. – Wiesz, że nie mogę spać, jestem na skraju załamania, a nie chcę żeby nikt poza tobą, to widział. Niech sądzą, że jest wspaniale. Dlatego mógłbyś, wykazać więcej zrozumienia dla mnie?

Rysy mężczyzny złagodniały, a on skinął głową. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego chłodno. Pierwszy raz, Severus zdał sobie sprawę, że Avianna przeżywa teraz, naprawdę trudne chwile, które pragnie ukryć pod uśmiechem. Jej ojciec również tak robił, najwidoczniej nauczyła się tego właśnie od niego. Nie chcąc ciągnąć tej rozmowy, podał jej rękę. Chwyciła się jego ramienia i teleportowali się pod mosiężną, potężną bramę Hogwartu.


Kobieta wzdrygnęła sie z lekka, nie lubiła tej formy podróżowania. Snape wymamrotał jakieś zaklęcie, a wrota się otworzyły. Szli spokojnie ścieżką, wśród kołyszących się wokoło drzew. Po drodze mężczyzna ukarał kilku napotkanych uczniów. Avianna z rozbawieniem uznała, że jest tym samym, znienawidzonym nauczycielem, co kiedyś. W dalszym ciągu, wywyższał Slytherin, a wyżywał się na pozostałych domach. Szczególnie na Gryffindorze, do którego sama należała. Nie wiedziała, dlaczego właśnie ten dom, budził w nim tak negatywne emocje.

Szli spokojnie do drzwi wejściowych, a im bliżej nich się znajdowali, tym bardziej kobieta schodziła na Snape’a.

- Na litość boską, Avianna, zejdź ze mnie – warknął, a ona dopiero zdając sobie z tego sprawę, odsunęła się jak oparzona. Spojrzała na niego przepraszającą, nic nie mówiąc.

Mężczyzna pchnął drzwi, a ich oczom ukazał się korytarz pełen rozwrzeszczanych uczniów. Najwyraźniej zbliżała się pora kolacji. Profesor McGonagall wręcz zbiegała ze schodów, próbując zapanować nad sytuacją. Krzyczała, upominała a nawet groziła, starając się uspokoić młodzież.

- Ach – kobieta w śmiesznym kapeluszu, zauważywszy mężczyznę, podeszła do niego pośpiesznie. – Severusie, twoi podopieczni w ogóle mnie nie słuchają. Znajdź sobie kogoś innego na zastępstwo, bo ja mam dość!

- To będzie zbyteczne. Wracam do pracy – odrzekł chłodno. Na twarzy Minerwy, można było zaobserwować coś na wzór ulgi.

- Świetnie – powiedziała i przyjrzała się rudej kobiecie, najwyraźniej dopiero ją zauważając – Och, Avianna! Dziecko, jak ja cię dawno nie widziałam.

- Dzień dobry, pani profesor – odrzekła ciepło, niczym uczennica. Snape prychnął. Też był jej nauczycielem, a jemu wybiła połowę szklanych rzeczy w domu, a dla Minerwy była niepoprawnie uprzejma. Chcą uniknąć dalszej zbytecznej rozmowy, mężczyzna przeprosił McGonagall i pociągnął Aviannę w stronę gabinetu dyrektora.

- Jakaś ty miła i urocza – syknął, chwytając ją za nadgarstek. Poniosło go, sam nie wiedział dlaczego. Być może Hogwart i masa biegających dzieciaków wprawiła go w niekorzystny nastrój, a może wcześniejsza rozmowa z kobietą tak go nastroiła. - Nawet kiedy byłem twoim nauczycielem, tak się do mnie nie odnosiłaś.

- Na szóstym roku, dostałam od ciebie półroczny szlaban! – krzyknęła zajadle, wyrywając rękę z uścisku. - Może dlatego, nie byłeś moim ulubionym pedagogiem?

- Przypomnę ci za co; wylałaś na mnie, zawartość swojego kociołka, przy obecności kilkunastu uczniów.

- Bo mnie obrażałeś! – Kiedy już Snape miał coś odpowiedzieć, usłyszeli za plecami spokojny, ciepły głos.

- Wzruszające. Jakbym cofnął się w czasie o dziesięć lat – gdy się odwrócili, ujrzeli uśmiechniętego Albusa Dumbledore’a. Przyglądał im się badawczo i wyglądał na wysoce rozbawionego. Severus wykrzywił drwiąco usta, a Avianna zrobiła sie purpurowa na policzkach. Przygryzła nerwowo wargę, a serce podeszło jej do gardła. Czuła się tak nieswojo, że miała ochotę teleportować się z powrotem do domu Snape’a. Próbowała zebrać myśli, ale za nic w świecie, nie mogła wypowiedzieć choćby jednego słowa. Patrzyła na ojca z obawą, ale i z ciekawością. Nie widziała go od kilku lat, jednak w jej mniemaniu wcale się nie zmienił. Co prawda, miał o wiele dłuższą brodę niż w czasie ich ostatniego spotkania, a na twarzy przybyło mu wiele zmarszczek, ale był tym samym człowiekiem o łagodnych rysach, które po nim odziedziczyła. Oboje budzili zaufanie, ale i pewnego rodzaju obawę. Na pierwszy rzut oka, można było dostrzec, że mają wielką władzę i niezwykłe umiejętności.

Avianna była niemal wierną kopią swojego ojca. Nie dość, że była do niego bardzo podobna z wyglądu, to jeszcze Albus przekazał jej całą swoją wiedzę. Już jako nastolatka, swoimi zdolnościami przewyższała niejednego dorosłego czarodzieja. Czasami miała wrażenie, że właśnie to ją zgubiło. Wszak im więcej potrafisz, tym więcej pragniesz osiągnąć. Władza i potęga stają się tym, co chcesz osiągnąć za wszelką cenę. Kiedy jesteś już na dobrej ku temu drodze, zdajesz sobie sprawę, że jesteś potężny, a jednocześnie słaby. Twoją słabością jest strach, jaki budzisz w innych.

Avianna zamrugała nerwowo. Czuła się tym bardziej podirytowana, że jej ojciec wydawał się zupełnie spokojnie. Przez cały czas uśmiechał się serdecznie w ich stronę. Zdawać by się mogło, że to spotkanie w ogóle nie zrobiło na nim wrażenia.

– Pamiętasz, kochanie – zaczął Albus ciepłym głosem, zwracając się do córki – jak rzuciłaś zaklęciem w Korneliusza Knota, gdy mnie obraził?

Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, przypominając sobie tę sytuację. Była tak wściekła, gdy dowiedziała się o tym z gazet, że bez większego zastanowienia, udała się do ministerstwa i po uprzednim nakrzyczeniu na biednego Knota, rzuciła w niego zaklęciem. Ten na drugi dzień wystosował odpowiednie przeprosiny, a Aviannie wysłał bukiet dziewięćdziesięciu dziewięciu róż. Nigdy więcej też, nie ośmielił się sprzeciwić Dumbledore’owi, a tym bardziej wejść w drogę jego córce.

- Pamiętam – powiedziała chłodno. Przyglądając się Severusowi, który najwyraźniej niezwykle dobrze się bawił i był już zupełnie rozluźniony. – Rozumiem, że teraz powiesz, że to jak cię wtedy zawiodłam, jest niczym w porównaniu z tym, jak teraz się za mnie wstydzisz.

Dumbledore roześmiał się, gładząc swoją siwą brodę.

- Nie. Chcę powiedzieć, że kiedy napadłaś – zrobił chwilę pauzy tak, to dobre słowo. Kiedy napadłaś na Korneliusza, byłem wzruszony, że zrobiłaś to w mojej obronie. Teraz oprócz wzruszenia, rozpiera mnie duma. Wiem, ile kosztuję próba zmiany swego życia na lepsze. To wspaniałe, że znalazłaś siłę by to zrobić.

Ruda kobieta patrzyła pytająco na ojca, jakby nie wierzyła, w to co słyszy. Snape również wyglądał na zaskoczonego. Spodziewał się kazania i upominań, a tymczasem, on jest z niej dumny. Czarnowłosemu przemknęła myśl, że albo zupełnie nie zna Albusa albo żyje w jakimś równoległym świecie.
Dziewczyna w dalszym ciągu nie potrafiła wydusić z siebie słowa, zupełnie jakby ktoś ją zaczarował.

- Kochanie, nawet nie przytulisz starego ojca?

Albus zapytał, wlepiając swoje zielone oczy w córkę i uśmiechając się. Dziewczyna rozpłakała się i przylgnęła do mężczyzny. Dumbledore gładził smukłymi palcami plecy córki.

- Przepraszam, tatusiu – wyszeptała, a w oczach jej ojca również zaszkliły się łzy. Avianna czuła się wspaniale, tuląc się do najbliższej sobie osoby. Nigdy nie była z nikim tak związana jak z nim. Kochała go. Dlatego też, nigdy nie potrafiła być prawdziwą śmierciożerczynią. Myśli o tym, jak zawiodła ojca, nigdy nie dawały jej spokoju. Często płakała nocami, nie mogąc poradzić sobie z poczuciem winy. Świadomość, że najlepszy człowiek jakiego znała, cierpi przez nią, była przytłaczająca.

Trwali chwilę w uścisku, do czasu aż Snape zakaszlał teatralnie. Oderwali się od siebie, trzymając jeszcze chwilę swoje ręce. Ruda dziewczyna przyjrzała się dłoni ojca i zmrużyła oczy.

- Co ci się stało? – powiedziała, przyglądając się w dalszym ciagu ręce. Była zsiniała i poczerniała. Wyglądało też na to, że jest nie w pełni sprawna.

Dumbledore przyjrzał się jakby z zaciekawieniem swojej kończynie, po czym roześmiał się wesoło.

- Nic takiego. Kochanie, widzisz, ciekawość to pierwszy krok do piekieł.

- I do grobu – warknął Snape, a dziewczyna się skrzywiła. Dumbledore posłał mu znaczące spojrzenie, po czym objął córkę ramieniem i ruszyli w stronę gabinetu. Przez chwilę milczeli, mijając uczniów, którzy przyglądali się im z zaciekawieniem. Każdy z nich witał się z dyrektorem i przyglądał kobiecie mu towarzyszącej. Można było usłyszeć szepty, które opiewały na temat urody Avianny.

- Uczyłeś mnie wszystkiego – szepnęła. - Nie wmówisz mi teraz, że to nic takiego.

- Och – wyrwało się Albusowi. – Ostrzegali mnie, że mądre dziecko, nie zawsze jest błogosławieństwem. Obiecuję, że wszystko ci wyjaśnię, ale nie dzisiaj. To dłuższa i niezbyt ciekawa historia.

Avianna skinęła głową, całując ojca w policzek. Dumbledore roześmiał się radośnie, a w jego oczach ponownie nagromadziły się łzy. Pomimo że zamierzał jeszcze trochę przytrzymać córkę w niepewności, był szczęśliwy, że go odwiedziła. Zawsze uważał, że była najlepszym, co go w życiu spotkało. Pomimo że urodziła się, gdy on dobiegał już dziewięćdziesiątego roku swego życia, zawsze znajdowali wspólny język. Darzył córkę bezgraniczną miłością, której nic i nikt, nie był w stanie zniszczyć. Chciał tylko żeby po jego śmierci był ktoś, kto byłby w stanie się nią zaopiekować. Pragnął umrzeć ze świadomością, że jego jedyne dziecko, będzie miało w kimś oparcie.

Miał co prawda brata, ale nie rozmawiali od lat. Obawiał się, że Avianna, mająca jego charakter, pokłóci się z wujem przy pierwszej, nadarzającej się okazji. Szukał kogoś idealnego dla niej; kogoś silnego, kto potrafiłby nad nią zapanować, a zarazem kogoś kto wiele przeszedł i potrafiłby docenić jego jedynaczkę.

Wydawało mu się, że znał kogoś takiego. Był pewien, że ten mężczyzna coś czuje do Avianny, nie raz wszak ratował jej życie bez zbędnych słów. Jednak cały czas wypierał się do tego stopnia, że Albus tracił nadzieję, że ta dwójka kiedyś zechce być razem. Sprawę komplikował również fakt, że jego córka, nie darzyła sympatią, wybranego przez niego kandydata.

- Jak wam się mieszka razem, dzieci drogie? – zapytał, a Snape prychnął, jakby nie dowierzając, że został określony mianem dziecka. Albus zupełnie to zignorował, czekając na odpowiedź.

- Lepiej niż się spodziewałam – Avianna westchnęła.Czarnowłosy zaś skinął głową, uśmiechając się cynicznie. On również był zdania, że jest lepiej niż sobie wyobrażał.

- To cudownie – zaćwierkał najstarszy z nich. – Zawsze wiedziałem, że między wami jest nić porozumienia.

Avianna prychnęła, a Snape spojrzał na mężczyznę z politowaniem. Mówienie o jakimkolwiek porozumieniu, mogło wydawać się co najmniej śmieszne. Pokłócili się już na pierwszej lekcji eliksirów, a z każdym kolejnym dniem, było coraz gorzej. Dumbledore jednak uparcie, widział ich jako przyszłą parę. Sądził, że wspólne mieszkanie zbliży ich do siebie. Tak bardzo chciał, żeby jego córka, po jego śmierci, miała należytą opiekę.

- Kochanie – ponownie zwrócił się bezpośrednio do córki. – Musisz przywyknąć do myśli, że niedługo będziesz mogła, liczyć tylko na Severusa.

Kobieta poczuła dziwny dreszcz, przechodzący całe jej ciało. Przyglądała się pytająco ojcu. Wiedziała, że ma to związek z ręką Albusa, widziała kiedyś coś podobnego i była pewna, że określenie tego mianem „nic takiego”, jest jawną kpiną. Przygryzła wargę i ostrożnie, czując łzy napływające do kącików jej oczu, zapytała:

- Czy ty umierasz?

2 komentarze:

  1. Znalazłam!! W sumie to niechcący, bo blogspota nie ogarnęłam jeszcze całkowicie. Czekam na ciąg dalszy ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem pod wrażeniem! Twoje opowiadanie jest genialne. :)
    Ciekawa jestem jak to się dalej potoczy....

    "Ciekawość to pierwszy krok do piekieł" - święte słowa

    Czytam dalej, Sarah ;3

    OdpowiedzUsuń