Wspomnienia mają potężną moc, potrafią przywołać
najbardziej ukryte emocje i sprawić, że zapomniane z pozoru rzeczy, odradzają
się na nowo. Jest to jeden z najpotężniejszych rodzajów magii, który praktykują
nawet mugole. Często zdarza się jednak, ze boimy się, tego co pamiętamy i za
nic w świecie, nie chcemy żeby ktokolwiek inny się o tym dowiedział. Co jednak,
kiedy przychodzi moment, w którym nie mamy innego wyjścia?
Dumbledore był świadomy, że nie zostało mu zbyt wiele
dni. Wszystkie znaki na niebie i ziemi, zapowiadały jego rychłą śmierć. Chciał
więc uporządkować swoje sprawy. Wiedział, że musi odrzeć się z tajemnic i
zdradzić je odpowiednim ludziom. Tak żeby z czasem, potrafili ułożyć z nich
układankę, która będzie odpowiedzią na wszystkie pytania.
Pierwszy element i z pewnością najważniejszy, miał poznać
Severus Snape. Przyjaciel, od którego zawsze zbyt wiele wymagał. Cenił w nim
to, że nigdy się nie ugiął się pod ciężarem żądań. Dlatego, cieszył go fakt, że
Mistrz Eliksirów darzy jego córkę wyjątkowym uczuciem. Chciał tylko przed
śmiercią usłyszeć w końcu, jak ten się do tego przyznaje. Wtedy byłby spokojny,
że jego mała Av, będzie pod odpowiednią opieką.
Zgodnie z obietnicą, Severus przekroczył próg gabinetu
dyrektora o osiemnastej. Wyglądał na zdenerwowanego, a gdyby spojrzenie mogło
palić, Dumbledore z całą pewnością byłby już prochem.
- Wzywałeś mnie? – powiedział, siląc się na spokój.
- Coś się stało, Severusie?
- Banda rozbrykanych uczniów w pracy, a w domu, twoja
córka, która tłucze mi talerze. Nic, bawię się cudownie – zakpił i usiadł
naprzeciw dyrektora. Ten roześmiał się, przypominając sobie, jak Av ciągle
rzucała talerzami, gdy była nastolatką. Myślał, że z tego wyrosła, ale
najwyraźniej się mylił.
- Dać ci premię za te talerze? – zażartował, a Snape
spojrzał na niego z politowaniem. – Czy może mieszkanie z moją córką, jest
wystarczającą rekompensatą?
- Chcesz coś konkretnego? Bo jeśli to ma być, jedna z
tych radosnych pogadanek, to szkoda mojego cennego czasu.
Dumbledore uśmiechnął się dobrotliwie. Wstał i podszedł
do myślodsiewni, poczym umieścił w niej swoje wspomnienia i gestem zawołał do
siebie Mistrza Eliksirów.
- Historia moje życia, Severusie. Musisz ją poznać, by
poradzić sobie po mojej śmierci.
Snape wywrócił oczami, ale bez słowa zanurzył się we wspomnieniach
dyrektora.
Pierwsze przeniosło go do jakiegoś baru, podejrzewał, że
to Trzy Miotły. Nigdy wcześniej tu nie był, ale ciągle słyszał, jak jego
uczniowie opowiadają o tym miejscu. Rozejrzał się wokół i przy jednym ze
stolików zobaczył Albusa. Siwy czarodziej siedział sam, popijając piwo kremowe
i czytając „Proroka Codziennego”, który donosił o kolejnych poczynaniach
Czarnego Pana.
Po kilku chwilach do środka weszła kobieta ubrana w
czarny płaszcz. Twarz miała zakrytą kapturem, a gdy zrzuciła go na ramiona, spod
materiału wypłynęły grube, rude loki. Uśmiechnęła się słodko, a wszyscy,
włącznie z Dumbledore’em nie potrafili oderwać od niej wzroku. Była cudownie
piękna i roztaczała wdzięki niczym wila. Rozejrzała się po sali, a swoje
ciemnobrązowe oczy utkwiła w Albusie, który pośpiesznie wrócił do opróżniania
swojego kufla. Snape przyglądał się jej uważnie i mógłby przyrzec, że kobieta
jest niemal idealnie podobna do Avianny. Z wyjątkiem oczu i ust, które Av z
pewnością odziedziczyła po ojcu. Kobieta równym krokiem podeszła do stolika,
przy którym siedział Dumbledore.
- Mogę się dosiąść? – mężczyzna podniósł oczy, słysząc
spokojny, aksamitny głos.
- Och, oczywiście – rzekł dobrotliwie. Snape pierwszy raz
w życiu widział, że dyrektor był zmieszany. Najwyraźniej uznał, że wpatrywania
się w kobietę z takim obcesem, jest wyjątkowo niegrzeczne.
- Albus Dumbledore, prawda? – zapytała, a ten znów
przybrał swój zwyczajny wyraz twarzy, tylko oczy dziwnie mu błyszczały.
- Wydaje mi się, że tak – odparł z powagą w głosie. –
Choć zdaje sobie pani sprawę, że w moim wieku, niczego nie jest się pewnym do
końca.
Kobieta roześmiała się, a jej śmiech był niesamowicie subtelny.
Przez chwilę Severusowi przeszło przez myśl, że może to być matka Av. Jednak
zawsze wyobrażał ją sobie jako zwariowaną desperatkę.
- Przepraszam za śmiałość, ale mogę wiedzieć, kim pani
jest? Nie kojarzę pani z Hogwartu, a mam w zwyczaju znać swoich uczniów.
-Nigdy nie byłam w Hogwartie, choć to, podobno, całkiem
ciekawe miejsce – kobieta uśmiechnęła się, a Albus zmarszczył brwi. – Kończyłam
Beauxbatons.
- Nie wygląda pani na Francuzkę – odparł, a Snape, gdyby
mógł się wtrącić, z całą pewnością pochwaliłby przytomność jego wypowiedzi.
- Och, uznam to za komplement – powiedziała uśmiechając
się cynicznie, a Dumbledore upił łyk napoju. – Urodziłam się w Anglii.
Przez chwilę milczeli, bo do stolika podeszła kelnerka,
podając kobiecie zieloną herbatę. Najwyraźniej często tu bywała. Podziękowała
skinieniem głowy i położyła różdżkę na stoliku. Dumbledore przyglądał się
położonej na stoliku rzeczy, po czym jego twarz na chwilę zamarła. Kobieta
widząc to, pośpiesznie schowała ją do kieszeni i uśmiechnęła się nerwowo.
- Ciekawe – wyszeptał Albus. – To pani różdżka?
- Nie, pożyczona – kobieta powiedziała szybko i zbyt impulsywnie.
– Wie pan, te francuskie są zupełnie do niczego.
Twarz Dumbledore’a jakby spoważniała, a oczy stały się
znów matowe, za to kobieta z całych sił, próbowała wykrzywić usta w szczerym
uśmiechu, zamiast tego jednak, wychodził jej jedynie dość dziwny grymas.
- Ten kto ją pani pożyczył – zaczął, przenikając ją
spojrzeniem. – chyba nie był bezinteresowny, prawda?
Snape zmarszczył brwi, nie wiedząc, zupełnie, do czego
dyrektor zmierza. Kobieta była chyba podobnego zdania, bo spojrzała się na
rozmówcę niepewnie i przerzuciła włosy do tyłu.
- Nie rozumiem – powiedziała chłodno, wydymając usta do
przodu. Snape pomyślał, że z tak wykrzywionymi wargami, mogłaby dorównać Narcyzie
w ujmowaniu sobie uroku minami.
- Nieważne – mruknął Dumbledore. - Pani wybaczy, muszę
wracać do szkoły.
Skłonił się nisko rudej kobiecie, która wyglądała na
wściekłą, po czym opuścił stolik. Nie wyszedł jednak z baru, zatrzymał się przy
drzwiach, by z kimś porozmawiać. Wtedy do kobiety podszedł wysoki, dystyngowany
blondyn. Snape rozpoznał w nim ojca Lucjusza Malfoya.
- Paulette! – krzyknął radośnie, najwyraźniej chcąc
wszystkim obecnym udowodnić, że ją zna. Pod względem próżności nie różnił się
niczym od syna. Obaj byli wyrachowani i za wszelką cenę, chcieli imponować
innym.
Kobieta
przewróciła oczami, a po chwili na jej twarzy zawitał sztuczny uśmiech.
- Abraxas, co słychać? – zapytała tonem, wskazującym, że
nic jej to nie obchodzi.
Malfoy jednak dalej szedł w zaparte. Uwodzicielski
uśmiech ani przez chwilę nie schodził z jego ust.
- Wspaniale. Jutro wydajemy przyjęcie, liczymy na twoją
obecność. Lucjusz nie może przestać o tobie mówić. Zarzeka się, że jak nie
znajdzie kobiety podobnej tobie, to nigdy się nie ożeni.
Była rozmówczyni Albusa wykrzywiła się w cynicznym
uśmiechu, a z kieszeni wyjęła paczkę papierosów. Wyciągnęła jednego, włożyła do
ust i podpaliła zapalniczką. Zaciągnęła się, wypuszczając dym nozdrzami. Snape
zauważył, że zdenerwowanie z niej uszło, a zamiast tego wydawała się być
znudzona i zniecierpliwiona.
- Wybacz, ale nie wyjdę za niego, jest za młody –
przerwała i ponownie włożyła papierosa między wargi. - Choć uroku mu nie brakuje.
Abraxas roześmiał się. Zapewne poczuł się mile połechtany
komplementem skierowanym w stronę syna.
- Ale jutro będziesz? – kobieta skinęła głową. – W takim
razie do zobaczenia, pozdrów brata i wyraź moją całkowitą aprobatę do jego
działań.
Gdy mężczyzna odszedł, kobieta wyjęła papierosa i
prychnęła z rozbawieniem.
Wspomnienie zaszło smugami, a spośród nich wyłoniło się
kolejne. Po raz kolejny działo się w Trzech Miotłach. Snape od razu zauważył
poznaną wcześniej kobietę. Tym razem była ubrana jak mugolka.
Miała na sobie czerwoną bluzkę z dekoltem, czarną obcisną spódnicę i wysokie
szpilki. W jednej dłoni trzymała papierosa, w drugiej kieliszek
czerwonego wina. Na stole stała też już niemal pusta butelka. Snape domyślił
się, że kobieta jest już kompletnie pijana. Wyglądała na podenerwowaną, a gdy
zobaczyła podchodzącego do niej Dubledore’a, opróżniła zawartość szkła do
końca.
- Niech mnie pan wysłucha do końca – powiedziała w ramach
przywitania.
Albus usiadł wpatrując się w nią z dobrocią w oczach.
- Nigdzie się nie wybieram. Tylko, w dalszym ciągu nie
wiem, kim pani jest.
- Och, wie pan doskonale! – krzyknęła, a wszyscy wokół
spojrzeli na nią z niepokojem i zaczęli szeptać. Ona jednak uśmiechnęła się
uroczo, co sprawiło, że przynajmniej męska część sali, szybko jej to wybaczyła.
- Może zechce się pani przejść? O ile oczywiście, w tych
butach da się postawić chociażby krok. Szczególnie kiedy tyle się wypiło.
Kobieta roześmiała się nerwowo, wstając z krzesła. Snape
ku swojemu niezadowoleniu, był zmuszony chodzić za nimi. Paulette zawiesiła się
na ramieniu Dumboledore’a, ale świeże powietrze najwyraźniej trochę jej pomogło,
bo po chwili zatrzymała się i spojrzała dyrektorowi w oczy.
- Od razu poznałeś jego różdżkę, prawda? - Dumbledore
skinął głową. A Snape widział, że w jego oczach pojawiła się iskierka
ciekawości. Kobieta natomiast skrzywiła się z lekka, poczym powiedziała coś, co
wstrząsnęło Severusem. - Nazywam się Paulette Mary Riddle. Jestem siostrą Lorda
Voldemorta, dziedziczką Slytherina i tak dalej i tak dalej – powiedziała, nieco
rozbawiona.
Dyrektor nie wyglądał jednak na tak zaskoczonego, jak
Snape. Pogładził swoją brodę, zmarszczył brwi i ruszył przed siebie,
zostawiając siostrę Czarnego Pana za sobą. Gdy rudej kobiecie udało się do
niego dołączyć, znów zawiesiła się na jego ramieniu.
- Po śmierci matki, oddano nas do sierocińca – znowu
zaczęła mówić, a Dumbledore lustrował ją swoimi zielonymi oczyma. - Stamtąd zabrała mnie para z Francji. Tam się
wychowałam, Tom dowiedział się o moim istnieniu kilka miesięcy temu.
Znowu się zatrzymała, a Albus zaczął się jej przyglądać.
To samo zrobił Snape, musiał przyznać, że
była zupełnie inna od Czarnego Pana. W jej oczach było coś szczerego,
tkwiła w niej jakaś iskra radości, którą za wszelką cenę starała się ukryć.
Severus sądził, że kobieta wytrzeźwiała, jednak szybko
zmienił zdanie. Paulette bowiem owinęła
ręce wokół szyi Dumbledore’a i wyglądało na to, że zaraz go pocałuje, ten
jednak odsunął ją od siebie, ale wydawał się tym bardziej rozbawiony niż
zdenerwowany.
- Moja droga, jesteś kompletnie pijana.
Kobieta się roześmiała, a Snape po chwili zobaczył, jak
wymiotuje, trzymając dla równowagi rękę Albusa.
- Obiecujący początek znajomości, panno Riddle –
powiedział dyrektor, próbując się nie roześmiać.
Tu wspomnienie się rozmyło i Severus stał teraz przy
biurku dyrektora, w tak dobrze znanym mu gabinecie. Kobieta siedziała na
krześle naprzeciw Albusa. Była ubrana w czarną sukienkę z obcisłym gorsetem, a
włosy, tym razem, miała uczesane w wysoki kucyk. Czerwone usta, wykrzywione
były w uroczym uśmiechu. Po raz kolejny Snape pomyślał, że jest niezwykle
podobna do Avianny. Nawet uśmiechały się identycznie.
- Przepraszam za wczoraj – powiedziała, unikając wzroku
rozmówcy. – Po przyjęciu u Malfoya, musiałam zapić cały ten blichtr.
Dumbledore roześmiał się dobrotliwie.
- Nic nie szkodzi, moja droga, zawsze to jakieś nowe
doświadczenie. Rzadko panie są tak miłe, że chcą się na mnie podeprzeć –
powiedział, a kobieta spłonęła rumieńcem. – Dobrze, słucham Paulette, co
takiego chcesz mi powiedzieć? Bo chyba nie chodzisz za mną od paru dni, tak
zupełnie bezinteresownie. Chociaż byłoby to, oczywiście, bardzo miłe.
Kobieta westchnęła, zakręcając włosy na palcu.
- Potrzebuję twojej pomocy. Wyda ci się to, co najmniej,
dziwne – przerwała, widząc, że Dumbledore wygląda na rozbawionego. Podobnie jak
i teraz Snape, nie wiedziała o co mu chodzi. Skrzywiła się, ale mówiła dalej. –
Czy ja ci się podobam?
Albus przestał się uśmiechać i wyglądał na odrobinę
zmieszanego. Severus zupełnie mu się nie dziwił. Kobieta była niezwykle
bezpośrednia, a dodając do tego jej urodę, każdy mężczyzna poczuł by się
dokładnie tak samo.
- Jesteś niezwykle piękna. Zakładam, że wszyscy ci to mówią
– powiedział, a Paulette się roześmiała. – Jednak, co to wspólnego z twoją
prośbą?
- Tom nauczył mnie wszystkiego, co wie i potrafi –
powiedziała chłodnym tonem, który brzmiał podobnie do tonu Voldemorta. - Liczy, że wykorzystam tę wiedzę, w sposób
równie obrzydliwy, jak on. Boję się tego co umiem. Mamy te same geny, dlatego
prędzej, czy później stanę się taka jak on. Nie chcę tego.
- Paulette, to że jesteście spokrewnieni, nie znaczy, że
będziesz taka jak on. Znasz miłość, a to największa ochrona przed zatraceniem.
Kobieta roześmiała się gorzko.
- Miłość? Gdybyś spędzał z nim całe dnie, miałbyś ochotę
tylko na śmierć. On roztacza wokół siebie tyle zła, że nikt poza nim, nie jest
w stanie tego wytrzymać. Mam czterdzieści cztery lata, Albusie, i za nim umrę,
a stanie się to niedługo, jak mniemam, chcę urodzić dziecko. Wybacz
bezpośredniość, ale jedyny czego pragnę, to tego, by było to twoje dziecko.
Albus roześmiał się, ale kiedy zobaczył, że kobieta wcale
nie żartuje, jego twarz przybrała kamienną postać, a oczy zza okularów-połówek
lustrowały ją dokładnie.
Snape natomiast, ponownie, uśmiechnął się cynicznie, był
już pewien, że kobieta ta, jest matką Avianny, stąd to niezwykłe podobieństwo.
Nie mógł tylko uwierzyć w to, że Albus poszedł na tę propozycję. Zawsze wyobrażał sobie, że Dumbledore do
szaleństwa był zakochany w matce Av, dlatego pomimo dość późnego wieku,
pozwolił sobie na jej narodziny.
- Zanim mnie wyrzucisz – kobieta szybko dodała, widząc
reakcję rozmówcy. – Jesteś wielkim czarodziejem, ja mimo że tego nie chcę,
również takim się stałam. Wyobrażasz sobie, jak potężne będzie dziecko, które
się nam urodzi? Ono będzie miało moc, żeby pokonać Toma. Będzie kolejnym
dziedzicem Salazara Slytherina, siostrzenicą Lorda Voldemorta i córką jednego,
o ile nie najpotężniejszego, czarodzieja tych czasów. Albusie, nawet Tom się
ciebie boi. Przed naszym dzieckiem będą drżały miliony, a ja wierzę, że udałoby
ci się je wychować, na podobne tobie.
Zapadła cisza, w czasie której kobieta przyglądała się błagalnym
wzrokiem dyrektorowi, który przymknął powieki i zdawał się głęboko nad czymś
zastanawiać.
- Wiesz, ile mam lat? –zapytał po chwili i poprawił
okulary.
- To nie ma najmniejszego znaczenia. Załóżmy, że to…
czysty biznes.
- Muszę się zastanowić…
W tym momencie wspomnienie zaszło mgłą, spod której
wyłoniło się nowe, które miał miejsce w mieszkaniu Albusa.
Paulette Riddle siedziała na łóżku owinięta
prześcieradłem, a Dumbledore pośpiesznie zapinał szatę, przyglądając się jej zachłannie.
Uśmiechnęła się i podeszła do niego. Zaplotła ręce wokół jego szyi, a on objął
ją w talii i mocniej przytulił do siebie.
- Szkoda, że niedługo to wszystko się skończy – szepnęła.
– Moglibyśmy być wspaniałą rodziną.
- Zostań w Hogwartie, ukryję cię – powiedział, a ona
pokręciła przecząco głową.
- On nie może
teraz wiedzieć, że dziecko które się urodzi, będzie twoje.
Kolejne wspomnienie ponownie miało miejsce w gabinecie
dyrektora. Paulette siedziała na krześle, a Albus klęczał przed nią, dotykając
dłonią jej sporego już brzucha. Choć Snape nie znał się na tych sprawach,
podejrzewał, że termin porodu zbliżał się nieuchronnie. Kobieta wyglądała
promiennie, ciąża z całą pewnością jej służyła, tylko oczy miała niesamowicie
smutne.
- Kopie – powiedział cicho Albus, a Paulette roześmiała się.
- Nieustannie, nie daje mi nawet chwili wytchnienia. Podobnie zresztą jak Tom. Wścieka się, że nie
pozwalam mu zobaczyć, kim jest ojciec tego dziecka. Odgraża się, że jak się
dowie, to go zabije. Co ciekawe, przejął się tym dzieckiem, jakby było jego,
wiesz? Powiedział, że zrobi z niego wielkiego, potężnego dziedzica Lorda
Voldemorta – uśmiechnęła się smutno. – Obiecaj, że zrobisz wszystko, żeby to
maleństwo miało normalne dzieciństwo, że pozwolisz jej na trochę beztroski i
dziecinnych fanaberii, że sprawisz, że będzie szczęśliwa.
- Obiecuję, zrobię wszystko żeby nasze dziecko było
szczęśliwe – powiedział, całując kobietę w ręce.
To wspomnienie również znikło i na jego miejsce ukazało
się nowe, po raz kolejny w domu Albusa. Ruda kobieta siedziała na fotelu, a na
rękach trzymała małe zawiniątko, tuląc je z całych sił do siebie. Snape
domyślił się, że musi to być mała Avianna. Dumbledore chodził nerwowo po
pokoju, coraz przyglądając się kobiecie i dziecku.
- Zostań tutaj, proszę – powiedział łamliwym głosem. –
Ochronie was, nie pozwolę cię skrzywdzić.
Paulette uniosła ciemnobrązowe oczy i uśmiechnęła się
gorzko.
- Taki mój los Albusie. Przepowiednia mówi o tym
doskonale.
- Jak to?
- żachnął się, klękając przy kobiecie.
- Mówi ona o tym, że powiję dziecko z potężnym
przeciwnikiem mojego brata, a dziecko to będzie miało moc pokonania Czarnego
Pana, a wkrótce po jej narodzinach, on znowu przeleje krew osoby spokrewnionej
ze sobą. Jeżeli więc ja nie umrę, będzie to ona.
Snape pierwszy raz widział Dumbledore’a w takim stanieł na twarzy miał wypisane niedowierzanie, a ręce trzęsły mu się z nerwów. Wstał i
zaczął chodzić po pokoju.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej?
- Bo nigdy byś się nie zgodził, prawda? Twierdziłbyś, że
przyczynisz się tym do mojej śmierci. Nie zrozumiałbyś, że to jest po prostu
moje przeznaczenie. Teraz posłuchaj mnie uważnie, on nie powinien teraz o tym
wiedzieć. Wiem, że byłbyś w stanie ją przed nim ochronić, ale proszę, ze
względu na moją pamięć, nie narażaj jej na nic, czego nie da się uniknąć,
dobrze? – spojrzała na niego dobrotliwie
i dopiero kiedy skinął głową, mówiła dalej. – Kiedy jednak, nasza córka stanie
się na tyle silna, że będziesz pewien, że sobie poradzi, Tom koniecznie musi
się dowiedzieć, że ona jest moją córką, rozumiesz? Musi zdawać sobie sprawę, że
to krew z jego krwi. Inaczej nie uda jej się go pokonać. Zabił wielu swoich
przodków, okrył nas hańbą, ale też stworzył pewnego rodzaju ochronę, dziwnego
rodzaju więź, która objawia się tym, że nikt w kim nie płynie nasza krew, nie
może nas pozbawić życia. Może sprawić, że stracimy ciała, znikniemy na jakiś
czas, jednak nasza dusza będzie nieśmiertelna.
Mężczyzna z każdym słowem wyglądał na bardziej
przerażonego, jakby dopiero zdał sobie sprawę, jak wielką odpowiedzialnością
obdarzył to dziecko.
- To mój ostatni wieczór, kiedy wrócę bez niej, on mnie
zabije. Tak musi być Albusie – dodała, po czym pocałowała mężczyznę, a mała
dziewczynka załkała krótko. – Nazwiemy ją Avianna, dobrze?
Dumbledore zdawał się jej w ogóle nie słuchać, myślami
zapewne był przy przepowiedni, która tak go poruszyła.
- Albusie, chcę żebyś coś jeszcze dla mnie zrobił – tu
wyjęła złoty medalion w wygrawerowaną literą „S” i kopertę. – To medalion Salazara
Slytherina, daj jej go, gdy dorośnie. Wtedy też, opowiedz jej o mnie i przekaż
jej, jak bardzo ją pokochałam, od pierwszej chwili, gdy tylko ją zobaczyłam. I
że udało jej się mnie uratować. Oczyściła mnie z całego zła, które przekazał mi
Voldemort. Dzięki niej, mogę umrzeć, znając prawdziwy smak miłości. Napisałam
też list, oddaj jej go, kiedy uznasz za stosowne.
Snape’a dziwiło to, że jest tak niezwykle opanowana, cały
czas tuliła mocno Aviannę, jednak jej głos był spokojny i zdawać by się mogło,
że zupełnie nie boi się tego, co ma się wydarzyć.
Kobieta wstała, Albus zrobił to samo. Przez chwilę
patrzyli sobie w oczy, a kobieta przesunęła palcem po policzku córki i
pocałowała ją. Wtedy też, Severus zobaczył, jak po jej twarzy spłynęły pierwsze
tego wieczoru łzy, a on zdał sobie sprawę, że kobieta była całkiem niezła
aktorką.
- Kocham cię, córeczko – szepnęła do maleństwa, które
właśnie podniosło powieki. – Ma twoje oczy, to dobrze. Posiadanie oczu Riddle’ów
jest największym przekleństwem. Nie sądziłam, że to będzie takie trudne –
powiedziała, a łzy cały czas spływały po jej bladej twarzy. Albus objął ją, a
ta po chwili oddała dziecko w jego ręce. – Dbaj o nią i powtarzaj jej, że jej matka
darzyła ją miłością silniejszą od śmierci.
Pocałowała jeszcze raz Dumbledore’a i skierowała się ku
drzwi. Stojąc przy nich, przyjrzała się ostatni raz mężczyźnie, który wpatrywał
się w swoje dziecko. Uśmiechnęła się, była pewna, że zostawiła ją w dobrych
rękach. I choć czuła przeszywający ból,
będąc zmuszoną zostawić swoje pierworodne dziecko, była szczęśliwa. Dała nowe
życie i ofiarowała temu dziecku szczęśliwe dzieciństwo, którego ani ona ani Tom
nie doznali.
Snape wpatrywał się pusto w zamykające się powoli drzwi i
choć nigdy by się do tego nie przyznał, ta scena niesamowicie go poruszyła. Dziwiła
go również reakcja Dumbledore’a, który nawet nie spojrzał na kobietę, gdy ta
wyszła.
Kolejne wspomnienie ukazywało małą rudą dziewczynkę
siedzącą na kolanach ojca. Dumbledore pokazywał jej różne sztuczki, miedzy
innymi wyczarował małego, różowego motylka, który usiadł Av na nosie, a ta
roześmiała się i zaklaskała w rączki.
- Dlaczego mama z nami nie mieszka? – spytała, a
Dumbledore zmarszczył brwi.
- Twoja mama nie żyje – odparł. Powtarzał to córce
często, ta jednak starała się wypierać tą myśl ze świadomości. – Ale kazała mi
zawsze tobie powtarzać, że bardzo cię kochała. Chciała żebym mówił ci, że
darzyła cię miłością silniejszą niż śmierć.
Dziewczynka zwróciła twarz do ojca, w którego oczach
można było zaobserwować łzy.
- Co to znaczy?
- To, że twoja mama oddała swoje życie abyś mogła cieszyć
się ze swojego. Dlatego, obiecaj mi, że nigdy tego nie zmarnujesz, że zawsze
będziesz kierowała się tym, co czujesz, a nie tym czego wymagają od ciebie
inni, dobrze? Twoja mama pragnęła dla ciebie wszystkiego, co najlepsze. Pamiętaj
też, że ona żyje w twoim sercu i w twoim myślach, dlatego, nie zawiedziesz jej,
prawda?
Mała dziewczynka skinęła głową i uśmiechnęła się.
- Dobrze, tatusiu. A czy ona była ładna?
- Była najpiękniejszą kobietą, jaką w życiu widziałem, a
wiedz, że już sporo w życiu przeżyłem.
Powiedział i pocałował dziecko w policzek, mała podniosła
ręce i zarzuciła na jego ramiona, wtulając się w niego mocno.
Było to ostatnie wspomnienie, które było dane mu zobaczyć. Wyłonił twarz z myślodsiewni
i przez chwilę stał bez ruchu, jakby analizując to, co widział. Odwrócił
się i przyjrzał się Dumbledore’owi, który wyglądał na zniecierpliwionego.
Czarnowłosy przeszedł się po gabinecie, usiadł, poczym znowu wstał i oparł ręce
na krześle.
- Jak mogłeś się na to zgodzić? – Snape żachnął się,
czując złość ogarniającą całe jego ciało.
- Na co, Severusie? – zapytał spokojnie.
- Nie uważasz, że to zbyt duże piętno? Stworzyliście
sobie idealne dziecko, tak? Jak zamierzasz jej to teraz powiedzieć, co?
Dumbledore skrzywił się, a Snape uznał, że ta mina nie
wróży nic dobrego.
- Nie mogę jej tego powiedzieć. Ty to zrobisz, w
odpowiednim momencie.
Snape uśmiechnął się cynicznie, po czym usiadł na
krześle, przyglądając się niemal z politowaniem dyrektorowi.
- Chyba żartujesz. Zrób to sam albo poproś jej wuja –
wymamrotał, a Dumbledore się uśmiechnął.
- Zrobisz to, o co cię proszę, inaczej Avianna będzie w
niebezpieczeństwie, a ty na to nie pozwolisz, prawda? Kochasz ją i po mojej
śmierci mogę być spokojny, bo ty się nią zajmiesz, tak?
Snape przypominał chmurę gradową.
- Dumbledore! Ile razy mam ci powtarzać, że nic do niej
nie czuję!
- Severusie, na litość boską, mam już tego dość. Przyznaj
się w końcu, że choć ci się to nie podoba, darzysz ją uczuciem równym temu,
które żywiłeś do Lily. Na siłę uparłeś się, że już się nie zakochasz, tak?
Wspaniale, ale stało się inaczej, chcesz teraz to ukrywać i czekać, aż ktoś
rozkocha ją w sobie i znów będziesz wściekły na cały świat, kiedy ona będzie
brała ślub z kimś innym? Założę się, że Lucjusz Malfoy już nie może się
doczekać, kiedy Avianna wpadnie w jego, opuszczone przez Narcyzę, ramiona.
Stara się o to od kilkunastu lat i obawiam się, że moja córka jest teraz na
tyle samotna, że chętnie przyjmie pocieszenie od tego cynicznego, pożal się
Boże, arystokraty.
Dumbledore’a poniosło. Ostatnie zdanie niemal wykrzyczał.
On sam jeden wiedział, jak bardzo nie znosił Malfoya i jak odrzucała go choćby
nikła myśl o tym, że jego wnuki mogłyby nosić to nazwisko. Zawsze przestrzegał Aviannę przed nim, bał
się jednak, że po jego śmierci zechce znaleźć pocieszenie u pierwszego
mężczyzny, który jej to zaoferuje, a Malfoy, trzeba było mu to przyznać, był w
tym wyjątkowo dobry.
Snape natomiast stał
wściekły, jakby ktoś dał mu w twarz. Jego usta zwęziły się niebezpiecznie a
oczy połyskiwały złowrogo. Myśli kłębiły się w głowie, a wzrok Dumbledore’a
przeszywał go niemiłosiernie, sprawiając, że mężczyzna był u progu furii.
Przypomniał sobie, jak kiedyś siedział tu, na tym samym krześle, ze spuszczoną
między nogami głową. Kiedy tak bardzo cierpiał po odejściu Lily i poczuł, jak
złość napiera na niego ze zdwojoną siłą. Jak Albus mógł to teraz wyciągnąć?
- Dumbledore, jak śmiesz? –
wysyczał, drżącym, pod wpływem negatywnych emocji, głosem.
- Jak śmiem, mówić wprost o
tym, co czujesz? Chłopcze, zawsze byliśmy ze sobą szczerzy, właśnie poznałeś
moją największą tajemnicę. Niedługo umrę, pozwól starcowi usłyszeć to, co tak
bardzo pragnie usłyszeć.
Mistrz Eliksirów wzdrygnął
się i pomyślał, że Dumbledore jest sprytniejszy niż mógł przypuszczać. Potrafił
wykorzystać nawet własną śmierć, byle tylko osiągnąć cel. Wstał, czując jak
krew zbyt szybko krąży w jego żyłach, objawiając się pulsującym bólem w
skroniach. Przeszedł kilka kroków wzdłuż gabinetu dyrektora, omiatając wnętrze
wściekłym jeszcze spojrzeniem. Zatrzymał wzrok
na Tiarze Przydziału, która drzemała usytuowana na jednej z półek.
Irracjonalnie wściekł się jeszcze bardziej, jakby sądząc, że jest ona świadoma
choćby jednego ze słów, które tu przed chwilą padło. Wziął głęboki wdech,
czując, że zachowuje się jak wariat, po czym odwrócił się w stronę
Dumbledore’a, który uśmiechał się troskliwie. Snape miał wrażenie, jakby przeszedł
dziś przez większość z kręgów piekieł, a jedyne o czym marzył to o wypiciu
solidnej dawki ognistej.
- Co chcesz usłyszeć? Może, że nie marzę o niczym innym, jak o tym
by mieć z nią dzieci, które odziedziczą po niej umiejętności – mężczyzna zaczął
ironizować, a źrenice zwęziły mu się niebezpiecznie.
- Chcę usłyszeć prawdę –
odpowiedział ze spokojem Albus. Snape z powrotem wrócił na krzesło, usiadł i
westchnął teatralnie.
- Dobrze, mam tylko
nadzieję, że zabierzesz to ze sobą do grobu – w odpowiedzi usłyszał chichot,
czarnowłosy spojrzał na starego czarodzieja siedzącego naprzeciw z
politowaniem, jednak po krótkiej chwili,
doprowadzony do furii, kontynuował. – Masz rację, kocham Aviannę i jestem
wściekły na siebie za to. Nie powinienem.
Dumbledore uśmiechnął się
szczerze. To co usłyszał ucieszyło go niezmiernie.
- Dlaczego nie powinieneś?
Czujesz się winny, że nie wytrwałeś w miłości do Lily? – Albus zapytał, a Snape
wyglądał na jeszcze bardziej wściekłego niż przed chwilą.
- Nie, bo miłość jest dla słabych,
a twoja córka jest… - przerwał wpatrując się w dyrektora. - Nieważne, w każdym
razie, to co do niej czuję, nie ma najmniejszego znaczenia. Ona mnie nie
toleruję i sądzę, że moje uczucia wobec niej, nic by nie zmieniły.
- Mylisz się, mój drogi.
Miłość potrafi zmienić wszystko i wszystkich. Tak było ze mną, kiedy wziąłem
Aviannę w ramiona i tak było z tobą, kiedy się w niej zakochałeś, czyż nie? Ona
jest zagubiona, a do kochania ciebie, Severusie, trzeba dojrzeć. Jeżeli jednak
nie zaczniesz się o nią starać, to wiesz jak to się skończy?
- Pożal się Boże arystokrata,
stanie z nią na ślubnym kobiercu – odrzekł, siląc się na cyniczny uśmiech i ton
nie przejawiający żadnych emocji. Tak naprawdę czuł się zmęczony tą rozmową.
Jeszcze wczoraj wieczorem, kiedy pił z Avianną herbatę, zaklinał się w duchu,
że to śmieszne a zarazem żałosne, że nie może oderwać wzroku od jej zielonych
oczu i tak bardzo denerwował się patrząc, kiedy tak spokojnie przybliżała
filiżankę do swoich czerwonych ust. Teraz, sam przed sobą musiał przyznać, że
to co do niej czuł, nie było jedynie pożądaniem. Cholerny Dumbledore, pomyślał.
Zawsze przewracał jego życie na lewą stroną.
- Właśnie – odpowiedział
łagodnie Albus. – Wiesz mi, że posiadanie Malfoya za zięcia, przeraża mnie bardziej
niż cokolwiek innego.
- Wkrótce i tak będzie ci
wszystko jedno – mruknął, niemal niedosłyszalnie Severus.
- Och, to ty myślisz, że tak
szybko się mnie pozbędziesz? Mój duch nigdzie się stąd nie wybiera. Błagam
Severusie, przekaż jej te wspomnienia, daj list i ten medalion i proszę… bądź
blisko niej, kiedy się o tym dowie.
Snape wyciągnął rękę po
rzeczy, czuł się tak odziany ze zbroi, że nie miał siły się dalej kłócić.
- Coś jeszcze jej
powiedzieć? Przekazać, że ją kochasz, czy sam sobie poradzisz?
- Dam sobie radę – odrzekł,
uśmiechając się. –Powiedz jej, proszę, żeby jutro do mnie przyszła. Zanim umrę,
muszę oddać jej jeszcze swoją różdżką.
- A co, nie ma swojej? –
zapytał ironizując.
- Czarna różdżka jest tylko
jedna – powiedział, puszczając oko do Severusa, który prychnął ze złości.
- Wybacz, Dumbledore, mam dość
i pozwól, że wyjdę zanim powiesz mi, że trzymasz w szafie Królewnę Śnieżkę i
siedmiu krasnoludków.
Albus roześmiał się i skinął
głową. Snape pośpiesznie wyszedł z gabinetu, czuł się przytłoczony nadmiarem
informacji.
Było to ostatnie zdanie,
które Snape usłyszał tego wieczoru, szybko pożegnał się i wrócił do domu, po
drodze zaopatrując się we dwie butelki ognistej. Nie przebolałby tej rozmowy na
trzeźwo. Do tego, w domu czekała na niego Avianna, która była roztrzęsiona
wiadomością o tym, że jej ojcu zostało z pewnością niewiele czasu do przejścia
do wieczności. Oczywiście, było jasne, że nie miał najmniejszego zamiaru
dzielić się nią, tym co czuje. Nie widział też, większej różnicy między sobą, a
Malfoy’em. Obaj byli cyniczni, zimni i
uparci, a gdyby się zastanowić Lucjusz miał nawet kilka zalet. Potrafił być
miły, czarujący i romantyczny, gdy mu zależało na kobiecie. Nie miał najmniejszego zamiaru stawać mu na drodze do Av.
______
Ogłoszenia parafialne:
Ten rozdział jest patologią w najczystszej postaci, nie podoba mi się. Dziękuję za uwagę :D
Druga część ukaże się całkiem niedługo, bo już mam ją rozplanowaną, a w moim przypadku, to już połowa sukcesu.
Dedykacja: Zgodnie z obietnicą, dla Atramentowej, za to, że mnie odnalazła, że daje mi siłę do pisania swoimi komentarzami, (szczególnie dziękuję za ten cudowny komentarz pod ostatnim rozdziałem, popłakałam się), dziękuję, za to, że potrafisz mnie natchnąć. Jesteś wspaniałą osobą i mam nadzieję, że ta nić porozumienia między nami przetrwa na dłużej. Dziękuję Ci za wszystko ;*
Jeżeli ktoś miałby ochotę poczytać więcej badziewia autorstwa Vesper, to w zakładce na górze znajduje się odnośnik "Mianiaturki". Możecie przeczytać nieprzyzwoitą jednopartówkę o Lucjuszu Malfoyu i nietypową dedykację, napisaną przez Czarnego Pana (no prawie). [KLIK]
Ten przepiękny szablon zrobiłam moja kochana Milcząca, absolutnie Cię kocham za to cudo i za Alana, który stoi w centralnej części mojego pokoju. DZIĘKUJĘ ;***
Ty wstrętna, wstrętna marudo! Taki piękny szablon (ha, ha) i cudowny rozdział, a Ty ględzisz jak stara baba na targu, że pomidory drogie, a dziurawe! Grzmotnę Cię kiedyś avadą, zobaczysz. Albo zgadam się z Voldkiem. Mniejsza.
OdpowiedzUsuńRozdział był genialny - od wspomnień Albusa po wyznanie Severusa. Nie widzę tu żadnej opcji z tych negatywnych, które tak licznie i namiętnie mi przedstawiałaś. Maruda.
Lubię Paulette <3 Nie ma to jak puścić pawia na faceta, któremu złożyła potem propozycję. I to nie byle jaką, tylko tę z serii "Zróbmy sobie dziecko!" xD I tak na świat przyszła mała Av (o kapuście zapomniałaś!).
Cudowny moment, kiedy Dumbledore wymusił wyznanie prawdy na Severusie. I nie wierzę, że ten nie będzie walczył o Aviannę w razie, gdyby dowalał się do niej Malfoy. Malfoy jest mój xDD
Czekam na trójkę, Kochana ;*
Ojej, tyle miłych słów <3 Okropna jesteś, wiesz? :D Hahah, tak, Malfoy jest Twój, pamiętam. Wkradł się w łaski za te komplementy, co? Lucek wie, jak podejść :D Biedna Av, zbliży się do Lucjusza, a tu Milcząca jej rączki pourywa xD Tak, Paulette ma klasę, wiadomo ;***
OdpowiedzUsuńŻeby tylko rączki, żeby tylko rączki... Sev potem samego manekina w domu zastanie, "nie ma rączek, nie ma ciasteczek" xD Czy wkradł się w łaski? Trochę... Ale jakby skoczył w bok, to ćwiczyłabym na nim crucio, oj, ćwiczyłabym... Całymi nocami xD
UsuńJestem kompletnie padnięta, mój pierwszy dzień szkoły liczył sobie 13,5h przebywania poza domem, w dwóch szkołach, a mimo to, gdy przeczytałam informację, popędziłam co sił na Twojego bloga i przeczytałam cały rozdział jednym tchem.
OdpowiedzUsuńTO nie jest normalne. :D
Matka Av siostrą Voldemorta (zaraz, zaraz, gdzieś o tym chyba słyszałam... jakieś gadu-gadowskie de-javu mam? :DD)! Nie mogłaś tego lepiej wymyślić, zresztą wspominałam, że posiadasz talent do gmatwania i plątania wszystkiego, co się pod nos nawinie. A to tutaj wyszło Ci absolutnie fenomenalnie.
Jesteś mistrzynią w opisywaniu uczuć i emocji, mówiłam Ci to już? Reakcja Albusa, zachowanie Avianny, a później Severusa były po prostu idealnie przedstawione. Lepszych nie mogłabym sobie wyobrazić. :) Piszesz dokładnie tak, jak czytelnik uważa za najlepsze - czytasz nam w myślach chyba! Albo po prostu masz tak cudowną głowę pełną wyobraźni i talentu, że potrafisz nas oczarować połówką zdania. :D
Ach! Wreszcie wyznał swoją miłość do córki Dumbledore'a! Lecz ostatnim zdaniem wprost podsycił we mnie wściekłość - nie odpuści! Niech nawet nie próbuje, bo mu paczkę dropsów wepchnę w...! No. :3
Jedyne, co mi zgrzyta, to fakt, że Albus miał błękitne oczy, a nie zielone... prawda? ;>
I proszę Cię, nie każ mi czekać wieczności na kolejną część. Bo chyba uschnę z niecierpliwości, a chciałabym na okrągło czytać to, co wychodzi spod Twojego komputerowego pióra. :*
Pisz, pisz, w weekend chcę czytać drugą część!
I dziękuję Ci za dedykację, jestem wzruszona Kochana! :* W rozdziale, w którym tyle się dzieje... Ach, spełnienie moich marzeń zwłaszcza, że to tutaj Severus wyznaje jej miłość. :D Kocham Cię. <3
Trzymaj się ciepło i PISZ!!! <3
O matko... Kocham Twoje komentarze, Kochanie <3 Zacznę od oczu Dumbledore'a; tak w książce miał niebieskie, u mnie ma zielone, bo mnie na początku z Av poniosło, a oni muszą mieć takie same oczy, więc musicie to przeboleć. Dziękuję za takie miłe słowa, po Twoich komentarzach zawsze mam ogromną wenę. <3 Mam nadzieję, że rozdział powstanie szybko, ale na razie mam zapalenie stawów w nadgarstkach i nie wiem, jak to będzie, ale właśnie otworzyłam worda i wierzę, że ból mnie nie zatrzyma. Dla Ciebie wszystko, też Cię kocham <33
OdpowiedzUsuńŁaaa, przeniosłaś się na Blogspota ^~^ Szablon przecudny, Milcząca, jesteś wielka :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę nie rozumiem, dlaczego ten rozdział Ci się nie podoba. Jest oszałamiający, przynajmniej na mnie tak zadziałał. Motywy i przeszłość Dumbledore'a - całkiem długa przeszłość, swoją drogą - wymyślona świetnie. Tylko, kurczę, jakoś nie mieści mi się w głowie dyrektor zakochujący się w kobiecie, posiadający córkę i tak dalej. No, ale w końcu to też człowiek. Paulette zrobiła swoje i biedny Drops nie miał wyboru :)
Postać matki Avianny ogólnie bardzo mi się spodobała. Zwłaszcza ta determinacja, żeby nie stać się taką, jak jej brat i by ochronić przed takim charakterem córkę. A poświęcenie dla dziecka w imię miłości całkowicie mnie urzekło.
Sev przyznał, że ją kocha, yaaay ^~^ I był przy tym taki absolutnie "Severusowaty"
Ogólnie bardzo mi się podobało i czekam na rozdział trzeci ^_^
Pozdrawiam,
Sayuki
Dziękuję Ci niezmiernie ;** Wiem, ja jak pisałam wspomnienia Dropsa, to umierałam ze śmiechu, takie mi się to głupie i nierealne wydawało, ale jak się powiedziało "A"... Cieszę się, że Ci się podobało, naprawdę to wiele dla mnie znaczy! ;* Pozdrawiam :)
UsuńMilcząca, widzisz? A tyle było marudzenia :D
Ten rozdział ci się nie podoba? Dziwna jesteś, bo mi wręcz przeciwnie. :)
OdpowiedzUsuńNa początku myślałam że matka Av to jakaś świruska, ale potem zrozumiałam ją. Zdziwiło mnie że tak od razu na dzień dobry zaczęła mówić kim jest i czego oczekuje od Albusa. Ale nie dziwie jej się, ja też bym nie wytrzymałą z Tomem.
Pięknie piszesz, aż się normalnie wzruszyłam kiedy czytałam fragmenty gdzie Paulette była już w ciąży no i potem jak zostawiła Aviannę i Albusa i poszła na śmierć. To było smutne :(
"Pożal się Boże arystokrata" - Lucius to debil xd
Czytam dalej, Sarah ;3